piątek, 7 września 2012

Comblain La Tour


 Założyłam tego bloga z myślą o mojej podróży po Anglii i długo nie było żadnych nowych postów, ponieważ tydzień temu ta podróż się skończyła. Zostało mi jeszcze kilka fajnych zdjęć oraz ciekawych historii do opowiedzenia, ale będę się nimi dzielić już z domu. Jednak jest tyle pięknych miejsc wartych odwiedzenia, że nie mogłabym się ograniczać tylko do jednego miasta. Postanowiłam, że będę kontynuować pisanie i opowiadać o innych miejscach, w których miałam okazję się znaleźć oraz rzeczach, które mi się podobają, inspirują. Dlatego też chciałabym zaprezentować zdjęcia z podróży do Belgii, z której wczoraj wróciłam. Jeszcze w zeszłą sobotę byłam w Londynie. Zdążyłam się przepakować, naładować telefon, spotkać z przyjaciółmi i już w niedzielę siedziałam w autokarze. Wylądowałam w Comblain La Tour.


 
Miejscowość ta oddalona jest o ok 120 km na wschód od Brukseli i położona jest dolinie. Naprawdę malownicze miejsce.


 
 
Bardzo mi się podobały obrośnięte bluszczem domy :)




 W Belgii jest raczej pochmurno i pada, więc i tym razem pogoda nie była zachwycająca, ale mimo to pospacerowaliśmy trochę po okolicy. 




Podpatrzone w miejscowym ogródku.



"Stań obok tira". No to stanęłam ;P


piątek, 31 sierpnia 2012

Polski Smak

Przez ostatni miesiąc pobytu w Londynie pracowałam w Polskim Smaku na Ealingu. Poznałam tam sympatyczną Asię, z którą bardzo dobrze mi się pracowało, ale czas wracać do domu. To była fajna przygoda, okazało się, że do sklepu przychodzi wiele obcokrajowców i miło było porozmawiać z nimi o polskich produktach albo o... pogodzie (ale to już z Anglikami). Wszyscy zachwalali polskie mięso, które jest zawsze świeże i pachnące oraz urocze ekspedientki (również zawsze świeże i pachnące). 


Z okazji Olimpiady puszczono w obieg pięćdziesięciopensówki
z różnymi dyscyplinami sportowymi  na  rewersie.
Asia prezentuje jedną z nich :)



A tu Asia prezentuje, jak należy postępować z awanturującymi się klientami. 

Może piwko? 



Grześ, Maciek, a może Pawełek? 

Wybieram Pawełka ;) Mogłabym grać w reklamie!


Było miło, ale przygoda ze sklepem spożywczym jednak się skończyła. Ruszam dalej w drogę :)



wtorek, 28 sierpnia 2012

Shopping

Powiem tak. Jak przynajmniej raz w tygodniu nie pójdę na zakupy do Harrodsa, to jestem chora. To jedyne miejsce, w którym można kupić jako tako przyzwoite rzeczy. Jeśli buty, to tylko Valentino. Sukienka? Prada. Torebka? Tylko Yves Saint Laurent. Na tańsze propozycje szkoda mi pieniędzy. 

No dobra. Trochę podkoloryzowałam. Tak naprawdę, wybrałyśmy się z Moniką do tego skarbca mody tylko po to, żeby zobaczyć, jak tam jest. W końcu, każdy może się przejść po sklepie, nie trzeba od razu kupować. Harrods, co może na początku dziwić, bo można by się spodziewać odrębnych butików, podzielony jest "tematycznie", czyli w zależności od rodzaju ubioru, np. stroje plażowe, high-tech, sekcja sportowa, obuwie. Wszędzie unosi się ten sam zapach, już o to dba specjalnie do tego wyznaczona osoba, która chodzi po całym Harrodsie i rozpyla perfum z małej buteleczki. Co to za zapach? To zapach luksusu...

W całym Londynie są teraz przeceny, więc ciekawa byłam, na jak duży discount można liczyć w Harrodsie. Jednak gdy zapytałam o to pewnego ochroniarza, który wyrósł jakby spod ziemi i zaproponował pomoc w znalezieniu interesującej mnie marki, odpowiedział, że właściwie, to skończyły się miesiąc temu. No tak, podczas gdy we wszystkich sklepach towar przeceniany jest nawet po trzy razy, w Harrodsie jedna przecena wystarczy. Wszystko, co tańsze niż zwykle znika w mgnieniu oka.  


Zatytułowałam tego posta "Shopping", gdyż właśnie w takim celu pojechałyśmy z Moniką na Oxford Street, jednak nie kupiłyśmy dużo, bo właśnie ze względu na to, że tyle osób tam jeździ, towary są już trochę przebrane. Jednak warto było choćby po to, żeby zobaczyć piękną, londyńską zabudowę, która według mnie najlepiej się prezentuje na skrzyżowaniu ulic przy stacji Oxford Circus.





Gdy tak żaliłam się panu ochroniarzowi, że już się skończyły przeceny w Harrodsie, zaproponował, żebym przyjechała w okolicy Świąt Bożego Narodzenia. Przecież wtedy będą następne! No, ciekawe, czy się skuszę... ;)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wimbledon

Z Kingston Upon Thames już o rzut beretem na Wimbledon. Dokładnie na Wimbledon Village, która  znajduje się między kortami a stacją metra. Miejsce naprawdę urokliwe, a patrząc na niektóre domki można odnieść wrażenie, że pochodzą jeszcze z czasów epoki wiktoriańskiej!













Właściwie co drugi domek wygląda tak, jak ten poniżej - do przeszklonego wejścia prowadzi wydeptana ścieżynka. Niby Londyn, a można poczuć się jak na wsi.





Idą Święta? Jeszcze nie, ale z tej roślinki tworzy się wieńce świąteczne, i tak mi się jakoś skojarzyło :))





To zdjęcie z Kingston. Niedaleko mnie rosną takie dziwne kwiaty. 






sobota, 25 sierpnia 2012

Kingston Town


Lato w Kingston się już skończyło, pozostały tylko zdjęcia przypominające te ciepłe dni. 











Dziś już od rana padał deszcz, więc zdaje się, że wszystko wraca do normalności... ;)

środa, 22 sierpnia 2012

Chessington World of Adventures


Chessington World of Adventures to miejsce, w którym warto spędzić aż dwa dni. Ja spędziłam tylko jeden, bo naprawdę prawie wszystkie atrakcje obskoczyliśmy, jednak na spokojnie, robiąc sobie dłuższe przerwy, można tam przyjechać również następnego dnia. Wtedy też bilet na drugi dzień kosztuje tylko 5 funtów. Ośrodek zarządzany jest przez firmę Merlin Entertainment, która zajmuje się też innymi atrakcjami Londynu, np. London Eye, Madame Tussauds Museum, czy wspomnianym przeze mnie we wcześniejszym poście the London Dungeon. Największe wrażenie robią oczywiście Roller Coastery (darłam się na całe gardło :D), ale na nich nawet nie próbowałam robić zdjęć, więc poniżej znajdują się fotki z nieco spokojniejszych atrakcji :P

















Przed prysznicem :)

PRYSZNIC!!!


Jedno z moich ulubionych zdjęć - gdy nadchodzi czas na zabawę,
 nie ma znaczenia pochodzenie , czy status społeczny.
Wszyscy dobrze się bawią, takie same emocje towarzyszą zarówno młodszym, jak i starszym :)



piątek, 17 sierpnia 2012

Hampton Court

Hampton Court to zespół ogrodów królewskich wraz z pałacem istniejący już od XIV w., kiedy to Lord Szambelan Henryka VII, Sir Giles Daubeney, wydzierżawił należącą od XII w. do Joannitów posiadłość. Do XVI w. teren znajdował się w posiadaniu arystokracji, jednak gdy w 1528 r. arcybiskup Wolsey popadł w konflikt z Henrykiem VIII, kompleks pałacowo - ogrodowy dołączył do kolekcji pałaców królewskich. Akurat o konflikt z Henrykiem VIII nie trzeba było się długo starać zważywszy na fakt, ze król nie lubił kompromisów --> jak mu się coś nie podobało - np. zachowanie żony - to spuszczał na nieszczęśnicę gilotynę i było po wszystkim. Oczywiście, gdyby wszystkich żon (a był ich sześć) pozbywał się ten sposób, znalazłoby się to z niezadowoleniem poddanych, a wiadomo, że co do każdej z nich istniały swego rodzaju preferencje, więc Henryk używał rożnych sposobów. Oczywiście, Kościół takiego zachowania nie mógł zaakceptować (Henryk za każdym razem chciał brać ślub kościelny), więc król założył po prostu nowy kościół. Church of England. 

Być może część z tych wydarzeń rozgrywała się w Hampton, jednak bardziej prawdopodobne jest, że jednak w Tower ;) O tym miejscu jeszcze może napiszę, byłam tam 4 lata temu i mam jeszcze zdjęcia z sali tortur. W każdym razie, za panowania kolejnych dynastii dwór należał kolejno do Tudorów, Stuartów (w 1604 r. odbyła się konferencja z udziałem Jakuba I, na której zapadły postanowienia odnośnie przekładu Biblii zwanej później Biblią Króla Jakuba) i dynastii Orańskiej, aż do dynastii Windsorów - obecnie panującej. 











Ogromny teren wokół pałacu służył m.in. polowaniom. Dziś na jelenie się już nie poluje, jednak niegdyś stanowiły dość częsty punkt w jadłospisie.